Poniedziałek
Będąc młodym tancerzem, choć w wieku zasadniczo słusznym, podjąłem się opanowania sztuki łączenia skomplikowanych figur cielesnych z muzyką i rytmem na rubieżach świata.
Poniedziałek, poranek, niepokojąca myśl budzi mnie. Między jawą a snem dociera głos z oddali - raz dwa trzy, pięć sześć siedem, jak nic salsa. Od razu człowiek przytomnieje i zaczynam gorączkowo szukać telefonu, znajduję go na szafce, ufff, teraz filmik. Jest ich około 150, biorę ostatni i oglądam. Coś mi to przypomina, ale nie mam pewności, czy to to, więc delikatnie budzę wszechwiedzącą istotę śpiącą obok wbijając jej łokieć w żebra i słodko szepcząc: - „Hej potrzebuje Twojej pomocy”. Wszechwiedząca naciąga tylko kołdrę na głowę i spod kołdry słyszę: – „Bokserki są na miejscu”. Miarowy oddech świadczy, że już posiadł ją Morfeusz, ech. Niestety panika narasta – a co, jak oglądam nie ten układ???!!! Łydki drżą z przerażenia, narażam się na śmiertelne niebezpieczeństwo i szepczę do uszka najsłodszym głosem, jaki posiadam: - „Kochanie śpisz??”
- „Nie, już nie śpię” - słyszę w odpowiedzi.
- „O to dobrze, zerknij, czy to filmik z naszych ostatnich zajęć??”
- „Chyba tak i idź już spać, w końcu jest 4 rano!”
Zasadniczo jak zawsze wszechwiedząca wie, co mówi. Już zapadałem w najgłębszą otchłań spokoju, gdy dociera do mnie głos niczym z niebios spływający:
- „Pokaż no ten filmik…”